fbpx

NEWS:

w wydaniu tradycyjnym (papierowym) strona: 0

Ciekawostki z podróży pszczelarskich

W naszych rozlicznych podróżach po świecie przebywaliśmy w krajach o najrozmaitszych klimatach. Od chłodnej Alaski czy północnej Norwegii do położonych w tropiku Indii, Tajlandii czy Malezji. Od pustyni Algierii do deszczowych lasów Borneo czy parnego dorzecza Amazonki. Spotykaliśmy ludzi o różnym kolorze skóry oraz odmiennych obyczajach i kulturze. Stykaliśmy się więc niejednokrotnie z dziwnymi, niespodziewanymi dla nas sytuacjami czy zwyczajami. Wprawdzie nie wszystkie były bezpośrednio związane z pszczołami, ale przydarzyły się w czasie podróży, których celem były rozmaite imprezy pszczelarskie.

Co kraj to obyczaj

alt
Zdjęcia: J. i H.  Woyke Indonezja, Jawa.
Kłody z pszczołą wschodnią umieszczone na domach

Zwiedzając dużą towarową pasiekę w Indonezji, zapytałem, jaką osiągają produkcję. Odpowiedziano mi, że 350 kg czerwia. Zdziwiłem się, myślałem bowiem o miodzie. Okazuje się, że w tym gorącym i wilgotnym kraju rośnie dużo rozmaitych owoców. Ludzie zaspakajają nimi zapotrzebowanie na cukier, odczuwają natomiast brak białka w pożywieniu. Ten niedostatek ma uzupełniać właśnie czerw pszczeli.

Co miesiąc wycina się z ula połowę plastrów. Następnie rzuca się je na gotującą wodę. Wosk rozpuszcza się i jako lżejszy wypływa na powierzchnię, a czerw opada na dno. Po ochłodzeniu wody zdejmuje się z jej powierzchni zastygły krążek wosku. Z dna garnka wyjmuje się ugotowany czerw i przekłada do moździerza. Następnie dodaje się paprykę i inne przyprawy. Wszystko dokładnie miesza się i uciera. Tak przyrządzony czerw ma zielonkawą barwę i wygląda jak pasztet. Bardzo mi smakował. (J)

W Japonii natomiast pszczelarze, których odwiedzałem w  domu, często witali mnie innym przysmakiem. Podchodzili do lodówki i wyciągali słoik. Następnie wysypywali mi na rękę część jego zawartości w postaci malutkich brązowych rogaliczków. Ten specjał nie bardzo mi smakował. Po dokładniejszej analizie okazało się, że były to larwy pszczele (czyżby trutni?). (J)
W Instytucie Pszczelnictwa w Poona koło Bombaju (Indie) prowadziłem badania nad genetyką i hodowlą pszczoły wschodniej indyjskiej, Apis cerana indica.

Nieco mniejsza od naszej pszczoły miododajnej, Apis mellifera,  jest powszechnie utrzymywana w Indiach. Wiedziałem jednak, że w tej okolicy występuje rodzimy azjatycki gatunek, wolno żyjąca pszczoła karłowa, Apis florea. Bardzo chciałem zobaczyć tę pszczelą karliczkę. Dni mijały, a ja nie mogłem jej znaleźć. Opowiedziałem o tym moim hinduskim kolegom. Poradzili mi, abym poprosił o pomoc Ganesza, jedno z ważniejszych bóstw hinduistycznych. Ma on postać człowieka z głową słonia. Hindusi zwracają się do niego w potrzebie, podobnie jak katolicy do św. Antoniego.

Wprawdzie odniosłem się dość sceptycznie do tej propozycji, ale na wszelki wypadek kupiłem drewnianą figurkę Ganesza i postawiłem ją na oknie swojego pokoju. Ku mojemu zdumieniu już następnego dnia rano na drzewie przed oknem pojawił się rój karliczki. Przez dwa kolejne dni przylatywały następne. (J)

Pracując w Nepalu, miałem do dyspozycji pszczoły miodne, Apis mellifera, i pszczoły olbrzymie, Apis dorsata. Nie mogłem jednak znaleźć pszczoły wschodniej, Apis cerana. Opowiedziałem więc profesorostwu Wilde o mojej przygodzie z Indii. Poradzili mi, abym spróbował, czy moc Ganesza sięga do Nepalu, gdzie jest on również czczony przez wyznawców hinduizmu. Wystawiłem więc znowu figurkę bóstwa. Następnego dnia rano rój Apis cerana przyleciał do ula w pracowni pszczelarskiej... (J)

Gdy jesteśmy za granicą lubimy odwiedzać ludzi w ich mieszkaniach i poznawać, jak żyją. Toteż byliśmy bardzo zadowoleni, gdy w Kumasi (Ghana) kierownik Zakładu Pszczelnictwa, z którym mój mąż współpracował, zaprosił nas kiedyś na lunch. Wchodzimy do mieszkania i widzimy stół nakryty na trzy osoby. Zasiadamy do niego my i nasz czarny gospodarz. Jego żona przez cały czas tylko nas obsługuje, bo w Ghanie do stołu zasiadają tylko mężczyźni. Ja mogłam siedzieć jako cudzoziemka. A nie byli to ludzie prości. On miał wyższe wykształcenie, oboje mówili po angielsku, spędzili swego czasu kilka miesięcy w USA. Jednak obyczaj okazał się silniejszy. (H)

W Teheranie (Iran) byliśmy na uroczystości wręczania prestiżowych, międzynarodowych nagród im. Chwarizmi dla zasłużonych naukowców. Piękna sala, wspaniała uroczystość, oczekiwana obecność prezydenta kraju i najwyższych dostojników. Uderzył nas pewien szczegół w ubraniu wszystkich obecnych mężczyzn. Byli w białych koszulach, ciemnych ubraniach, ale bez krawata. Okazuje się, że w Iranie krawat uznawany jest za znak niewiernych z Europy i USA, za symbol diabła. (HJ)

Dziwny aparat


Wielokrotnie zabierałem za granicę aparat do sztucznego unasieniania* pszczół. Kiedy przechodziłem kontrolę celną, celnicy zauważali w prześwietlanej walizce jakiś dziwny metalowy przedmiot. Prosili więc o pokazanie, co to jest. Gdy wyjaśniałem, że jest to aparat do sztucznego unasieniania pszczół, uznali to za żart. Słyszeli o sztucznym unasienianiu bydła, ale nigdy pszczół. Nie dowierzając mi, rozkręcali aparat, szukając ukrytych w nim narkotyków. (J)

Będąc na wyspie Samoa na Pacyfiku, udałem się do ministerstwa rolnictwa po adresy pszczelarzy. Minister uprzejmie zapytał, czym się zajmuję. Odpowiedziałem, że między innymi sztucznym unasienianiem pszczół. Minister stwierdził, że to się świetnie składa, ponieważ mają trudności z rozmnażaniem latających lisów. Może sztuczne unasienianie pomogłoby w tym. Latające lisy są to ogromne nietoperze, których głowa do złudzenia przypomina głowę lisa. Powiedziałem, że wprawdzie latają one w powietrzu jak pszczoły, ale ich rozmnażanie różni się. Minister był bardzo zawiedziony, że nawet nie chciałem spróbować. (J)

Pszczoły w środkach komunikacji

alt
Indie, Poona. Gniazdo pszczoły karliczki

W Instytucie Pszczelnictwa frankfurckiego Uniwersytetu w Oberursel prowadziłem badania nad pszczołą wschodnią indyjską. Mój pobyt dobiegał końca, a badań nie zakończyłem. Toteż kierownik Instytutu, profesor Ruttner,  pozwolił mi zabrać 6 rodzin do Polski. Wiozłem je pociągiem w dużych drewnianych transportówkach.

Umieszczone były na górnych półkach. W tym samym przedziale jechało dwóch księży, którzy wieźli z Rzymu sporo publikacji religijnych. Było to jeszcze za czasów PRL-u, więc obawiali się, czy nie zostaną one skonfiskowane. Jeszcze przed granicą weszli celnicy. Obejrzeli nasze paszporty i zapytali, co znajduje się w skrzyniach. Gdy odpowiedzieliśmy, że pszczoły, bardzo szybko podstemplowali deklaracje nasze oraz księży i jak najprędzej wyszli z przedziału. (J)

W Egipcie byliśmy wprawdzie tylko na wycieczce turystycznej, ale mąż zwiedzał na tamtejszym Uniwersytecie Zakład Pszczelnictwa. Zainteresowała go pszczoła egipska. Złapał więc parę matek i, nie mając klateczek, umieścił je wraz z robotnicami w kartonowych pudełkach. Pozornie szczelnie zamknięte pudełka włożył do swojej torby podróżnej. W samolocie lecącym do Warszawy zobaczyliśmy nagle latającą w powietrzu pszczołę, potem drugą i trzecią...

Baliśmy się, że wylecą wszystkie i powstanie panika. Mąż zabrał więc torbę i wyszedł do toalety. Gdy otworzył ją, wszystkie pszczoły wyleciały. Okazało się, że przegryzły karton. Co teraz robić? Gdyby otworzyć drzwi toalety, wylecą do pasażerów. Gdyby szybko wyjść, zamykając pszczoły w pomieszczeniu, następny pasażer udający się do toalety podniesie alarm na cały samolot. Gdy tak się namyślał, zobaczył, że wentylator wciąga pszczoły. Poczekał więc, aż wszystkie znikną. (HJ)

Ochrona przyrody

alt
Nepal, Chitwan, Rampur. Gniazda pszczoły olbrzymiej osadzone
pod pojemnikiem wieży ciśnień

Na Borneo wielu ludzi trzyma w domu, podobnie jak my psy i koty, orangutany. Małpy źle to znoszą, nie znajdują bowiem odpowiednich dla siebie warunków, a ponadto pozbawione są wolności. W miejscowości Sepilok zorganizowano Centrum Rehabilitacji Orangutanów. Jego pracownicy odbierają ludziom hodowane w domach małpki i zabierają je do specjalnego azylu. Tu są badane, leczone, a następnie wypuszczane na wolność do dżungli. Jeszcze przez jakiś czas raz dziennie dokarmiane są bananami.

Mieliśmy okazję obserwowania orangutanów gromadzących się wokół punktu dokarmiania o określonej porze dnia. Były bardzo zabawne i... bardzo podobne do ludzi. (HJ)

Na położonej  niedaleko Borneo wyspie Selingaan żyją dwa gatunki olbrzymich żółwi. Są one nieporównywalnie większe od znanych w Polsce. Długość ich skorupy wynosi 1,0–1,5 m, a szerokość około 0,75 m. Żółwie te są pod ochroną. Wprawdzie każda żółwica składa po paręset jaj, ale zarówno jaja, jak i młode żółwie stanowią łatwy  żer dla wielu rozmaitych wrogów i do dorosłości dożywa zaledwie kilka procent z nich.

Oglądaliśmy w środku nocy, jak olbrzymia żółwica wyłazi z morza, przechodzi parę kroków w głąb lądu, wykopuje dziurę w piasku, składa jaja, zagrzebuje je i następnie wraca do morza. Pracownicy ośrodka zabierają te jaja i umieszczają w specjalnych wylęgarniach. Małe żółwiki  po pewnym czasie wypuszczane są do morza. (HJ)

Gdy mowa  jest o żółwiach, warto wspomnieć, co przydarzyło mi się kiedyś w Salwadorze. Otóż w tym kraju często spotyka się ulicznych sprzedawców żółwich jaj. Zapragnąłem skosztować tego przysmaku. Kupiłem kilka i chciałem je ugotować na twardo. Żółwie jaja pokryte są galaretą, podobną do białka jaja kurzego i osłonięte cienką skórką.

Włożyłem je do wody i gotuję. Czas mija, a białko wcale się nie ścina. Gotuję dalej i nic, pozostaje takie samo jak na początku. Okazało się, że w jajach żółwich galareta nigdy nie ścina się. Prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że samica żółwia składa jaja do piasku. W upalne dni piasek tak się nagrzewa, że nie można stanąć na nim gołą stopą. Gdyby galareta ścinała się, jaja, a wraz z nim zarodki młodych żółwi, ugotowałyby się. (J)

[...] - treść ukryta, w całości dostępna tylko dla zalogowanych e-Prenumeratorów

Prof. dr hab. Halina Woyke
Prof. dr hab. Jerzy Woyke


Czasopismo dla pszczelarzy z pasją - Pasieka 2004 nr 1.
Zamów e-prenumerate
"Pasieki"